27 gru 2008

pierwsza notka

Zadziwiające, a może nawet wydać się śmieszne (kto wie), jak bardzo można sobie ukochać przedmiot. Jeden, dziesięć, sto, tysiąc, setki tysięcy i miliony tych samych z pozoru, a jak innych. I jak wdzięcznych.
Pióra zawsze wchodzą ze mną w interakcję. To niesamowite. Biorę do ręki, napełniam atramentem i dotykam końcówką stalówki - na której lśni irydowe ziarno - do dziewiczej kartki papieru i za każdym razem nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten z pozoru martwy kawałek celuloidu/kauczuku/metalu czy czegokolwiek innego, z czego jest wykonany, żyje. Oczywiście jego życie jest moim życiem, jego atramentowy krwiobieg i niewidzialne serca bicie jest nierozerwalne z taktem mojej myśli - głośnej słowem lub bezmiarem mojej ciszy.

Waterman 14 Night & Day, eyedropper rmhr, c.1912

foto: Waterman 14 Night&Day, eyderopper (zakraplacz) rmhr, c.1912.

Z kochanych te najstarsze są najbardziej ukochane. Te, które wiele widziały i częstokroć wiele przeszły - mądre, dostojne i jedncześnie najbardziej wdzięczne, gdy pozwoli im się zasmakować życia na nowo.
Osobiście za najciekawszy uważam wczesny okres produkcji, kiedy "intryga" dopiero się zawiązuje a głównych bohaterów mnoży każdy nowy dzień, ale ich późniejsze perypetie mogą być równie fascynujące. Pióra współczesne ze wszystkich interesują mnie najmniej. Nie, żeby zaraz wcale, ale to już nie to samo.



foto: wczesny eyedropper nieznanego producenta (c.1890) - sekcja(obsadka), spływak (under-over feeder), stalówka.

Nie wiem jak ten projekt będzie się rozwijał, mam nadzieję, że będzie i że polubicie te pisadła i ich historię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz