1 sty 2009

Sheaffer Balance

Chociaż nie przepadam za cygarowatymi piórami, przyznać muszę, że wraz z upływem czasu i ilości przechodzącym przez ręce egzemplarzy, z coraz większym zainteresowaniem i sympatią spoglądam w stronę linii Balance Sheaffera.
Nie dotyczy to rzecz jasna wszystkich modeli, tylko tych wcześniejszych (sprzed 1942 roku, a po nim tylko Triumph), w których niezwykle miłe dla oka i eleganckie smukłości nie zostały jeszcze zastąpione nudniejszym owalem. Najwyraźniej mam też słabość do przeźroczystych korpusów, chociaż z drugiej strony klasyczne demonstratory nie chwytają mnie bardzo za serce.
Tak czy owak, jako jedno z podręcznych, zawsze napełnionych atramentem piór, trafił na biurko ten oto Sheaffer Balance:





Pióro wyposażone jest w stalówkę Feather Touch, zaprezentowaną przez Sheaffera po raz pierwszy w 1931 roku. Jej końcówka została zaprojektowana w taki sposób, żeby piórem można było pisać z dwóch stron. Być może inne egzemplarze zdają egzamin, ale mój zdecydowanie lepiej pisze w klasycznym ustawieniu. Możliwe, że decydujący jest tu fakt, że to italic, co zresztą przesądziło o wyborze. Italic bowiem najbardziej (wizualnie) przypomina klasycznego flexa - to ścięta na płasko końcówka pióra, pozwalające kreślić cienką linię w pionie i szerszą w poziomie.







Model posiada system napełniania typu plunger filler, zwany też systemem odwróconej strzykawki, który - jeśli tylko jest w pełni sprawny - rzeczywiście może przyprawić o zachwyt. Jeden ruch "tłoka" w dół napełnia niemal cały korpus atramentem, co można potem podziwiać przez półprzeźroczysty korpus.
System ten Sheaffer wprowadził w linii WASP Clipper w 1934 roku i stosował w niemal wszystkich modelach (alternatywnie z klasycznym lever fillerem) aż do pojawienia się systemu Touchdown w 1949 roku.





Klips. Jeden z najbardziej (w mojej opinii) eleganckich klipsów w historii - Radius Clip - szerszy u góry, przechodzący tu w łezkę, zwężający się ku dołowi, zakończony połową kuli. Pióra z tym klipsem produkowane były od 1937 roku do II Wojny Światowej.

Pióro nie jest z serii Lifetime, więc nie ma białej kropki. Klasyczna czerń z pozłacanymi dodatkami tylko w postaci niezbyt szerokiej obrączki i klipsa, jest w tym piórze bardzo elegancka i ponadczasowa. Miło nim pisać, miło na nie spoglądać.

Na koniec nieco "techniki". Tak to pióro wyglądało kiedy do niego usiadłam:



A tak po dłuższej chwili:




4 komentarze:

  1. Śledziłem co jakiś czas poprzednią odsłonę tego blogu i muszę powiedzieć że teraz to wszystko nabrało jeszcze lepszego uroku ;)
    Co do Sheaffer'a to ta marka zawsze kojarzyć mi się będzie z moim pierwszym "staruszkiem".
    Jak pisałaś ta przeźroczystość korpusu ma coś w sobie i kurcze chyba bym sobie sprawił drugiego takiego Sheaffer'a Balance, ale właśnie z takim korpusem. No i ta stalówka też ma niezwykły urok.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda:) swoje bardzo lubię używać, ale najbardziej mnie "kręci" jego napełnianie, pod światło - pięknie widać jak przy ruchu sztyftu w dół atrament sunie w górę.
    Myślę, że mógłby Ci się też spodobać któryś z Vacumaticów Parkera z lat trzydziestych - inny system napełniania (mniej kłopotliwy w naprawie;)), ale bardzo podobna przeźroczystość korpusów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie to pióro wygląda, ale ciekawe było by zobaczyć kilka przykładów pisma (różne style), żeby coś więcej powiedzieć o stalówce. Z tego co widać na zdjęciach nie jest to stalówka italic, ale może się mylę. Sheaffer jak się okazuje tnie stalówki od dawna, może dzisiejsze zestawy do kaligrafii tu mają swoją genezę.
    pozdrawiam, mantoja

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, niestety nie kaligrafuję, więc ten jeden styl w tle musi wystarczyć i zdecydowanie jest to stalówka Italic, tyle, że gdzieś w okolicach F-M.

    OdpowiedzUsuń