9 kwi 2010

Polskie pióra - Wiland MUKI



Do kolekcji niedawno dołączyło drugie pióro Wilanda - MUKI. Wiedziałam, że po Aleksandrze firma pracuje nad wyjątkowym projektem, ale żeby to było od razu coś tak zupełnie nowego dla świata piór!

Trzecia edycja ręcznie wykonywanych, limitowanych do 21 sztuk piór Wilanda to w pełni ceramiczne pióro, które właśnie ze względu na użyty materiał, tworzy zupełnie nową jakość. Nie przypominam sobie bowiem, żeby w całej historii pióra wiecznego, jakakolwiek inna firma, czy to w przeszłości, czy w czasach nam współczesnych, pokusiła się o ceramikę do stworzenia wszystkich, bazowych elementów pióra.

Podobnie jak w moim drugim modelu - Aleksandrze, pióro wraz z całym dodatkowym "inwentarzem" tworzy doskonałą całość. Wybór kontrastowego w kolorze drewnianego pudełka, wykończonego głębokim, czarnym, lśniącym lakierem, jest strzałem w dziesiątkę. Jego prostota idealnie komponuje się z prostotą formy samego pióra, a zewnętrzne, ażurowe etui dodaje całości finezji, a może nawet odrobiny perwersji.



Biel i czerń. Absolutne Zen :) w zestawieniu kolorów i w samym kształcie pióra. Nie chciałabym używać jakichś górnolotnych porównań, ale gdyby przyjąć, że każde pióro wieczne niesie ze sobą jakąś historię (bo w końcu w wielu historycznych momentach uczestniczyło:), to powiedziałabym, że MUKI przypomina, że świat zbudowany jest na skrajnościach i że przede wszystkim chodzi o to, żeby starać się do nich za bardzo nie zbliżać, szukając całej gamy kolorowej "szarości", która jest pomiędzy.


Pióro wykonane jest ze szkliwionego tlenku glinu, który w przyrodzie występuje w postaci minerału o nazwie korund (typ alfa). Jego szlachetne odmiany to rubin i szafir. Gdyby więc ktoś pomyślał, że mamy do czynienia z kruchą konstrukcją - nic bardziej mylnego. Wyprażona w temperaturze 1700 stopni Celsjusza forma jest niezwykle trwała i twarda i jeśli tylko nie będzie się wyrzucać pióra z lecącego samolotu, mogę się założyć, że ma szansę przetrwać wieki.
Polerowanie i szkliwienie nadaje MUKI niezwykłą gładkość i połysk, a odczucia związane z trzymaniem pióra w dłoni są nie do porównania z żadnym innym - jest przyjemnie chłodne, wolno przejmujące ciepło ludzkiego ciała, ale zupełnie nie "obce".



Stalówka z 18 karatowego złota, dwukolorowa, rodowana. Zaprezentowana przez firmę po raz pierwszy w 2009 roku. Intrygujący dla oka wzór układa się w swobodną, geometryczną reprezentację liter nazwy firmy - W I L A N D. Stalówka bardzo wygodna w pisaniu: gładka, ale bez tej niczym nie zmąconej "masełkowatości", za którą osobiście nie przepadam. Sunie spokojnie po papierze, zostawiając wyraźny, przyjemnie mokry ślad i rozsiewając w eterze tak miły dla ucha dźwięk.



Oprócz wyjątkowego materiału użytego do stworzenie korpusu, skuwki i sekcji dodatkowym zaskoczeniem jest rozwiązanie połączeń. Zamiast standardowych gwintów producent użył naturalnego korka, wzorując się na podobnych połączeniach w drewnianych instrumentach muzycznych, takich jak obój, fagot czy klarnet.
Korek doskonale spełnia swoją rolę, a uzyskany w ten sposób efekt estetyczny jest jak dla mnie genialny! Zrównoważenie chłodu bieli ceramiki ciepłem naturalnego korka, nadaje pióru życie i przestaje budzić laboratoryjne, sterylne skojarzenia.



MUKI, podobnie jak Aleksandra, jest dużym piórem. I jeśli w formie można dostrzec element płci pięknej, gabaryty są już zdecydowanie męskie. Przy pisaniu trzeba się liczyć bowiem z przedmiotem mającym prawie 14,5 cm, o słusznej średnicy ponad 1,5 cm i takiejże wadze ok. 40 gram. Nie jest to jednak pióro tylko do podpisów - wielkość i ciężar są bardzo dobrze zbalansowane i nawet dłuższe pisanie nie męczy dłoni. I tylko jedno małe "ale" w tym miejscu: balans jest idealny przy uchwycie nieco wyższym - mniej więcej od połowy sekcji w górę. Jeżeli ktoś przyzwyczajony jest do trzymania pióra tuż przy stalówce może odczuwać nieznaczne ciągnięcie w dół ze strony końca korpusu, ale bez żadnego dramatu.


Reasumując, kolejna, fantastyczna produkcja Wilanda - niebanalna, nowatorska i na najwyższym światowym poziomie co do jakości. Firma rozwija się w kierunku, któremu można tylko przyklasnąć i oczywiście po raz kolejny można być dumnym, że tak innowacyjny projekt urodził się w umyśle naszego rodzimego producenta i że znalazł on w sobie wystarczająco dużo determinacji, żeby doprowadzić go do wspaniałego końca. Viva Le Art!